Achievement unlocked
Dziś na tapetę wrzucam achievementy. Kupujemy grę na Xboxa 360, gramy sobie w grę i nagle wyskakuje nam
Właśnie odblokowaliśmy sobie osiągnięcie. Zapewne skończyliście pierwszy chapter, act, level albo zabiliście 100 przeciwnika jakąś wymyślną metodą. Do naszego konta wpadają kolejne cenne GS i czujemi się spełnieni.
Po krótkim wstępie możemy przejść do części właściwej tego posta, a więc do głównej dyskusji o achievementach, osiągnięciach, acziwach, aczikach, achi i jak to kto zwał. Głównym zagadnieniem będzie ich przydatność i pozytywne jak i negatywne stony. Mi się cały ten pomysł podoba. Opiszę to na przykładzie... Gears of War, bardzo popularnej i wyznawanej gry, ikonki konsoli Billa Gatesa. Oczywiście ta gra znajduje się u mnie na stanie i już dawno ją przeszedłem. Ogólnie starczy na jakieś 7 godzin grania, dla wymiataczy nawet po 5 pęka. Niestety to choroba dzisiejszych gier, kończą się w bardzo krótkim czasie. I tutaj z pomocą przychodzą osiągnięcia. Po jednokrotnym przejściu gry na moje konto wbiło troszkę tego cennego gamescore. Normalnie bym rzucił grę na półkę i zajął się innym szpilem, tutaj jednak chwyciłem za pada i zabrałem się za kampanię raz jeszcze, tym razem na poziomie trudności "hardcore". Nie dość, że przechodzę grę po raz kolejny, to jeszcze sprawia mi to radość, a to tylko za sprawą wyskakującego "Achievement Unlocked" i kolejnych, coraz to większych sum GamerScore w moim profilu. Gra pada po raz kolejny. Ale ja jeszcze mam mało, kolejne wyzwania czekają. Teraz czas na co-opa, wszak sporo punktów czeka. Po drodze postanowiłem wyzbierać wszystkie COG Tagi, bo za nie również są nagrody. Zazwyczaj olewam ciepłym moczem coś takiego, bo po co mi kolejne znajdźki? A co ja nie mam co robić tylko szukać jakiegoś kawałka metalu pod szafą, kiedy goni mnie 4 locustów? Gra pęka po raz kolejny, tym razem z kolegą. Nie dość, że po raz kolejny świetnie się bawiłem, to koło mojego nicku liczba z dziesiątek zmienia się w setki, z setek w tysiące (max 1250 z każdej gry).
Normalnie bajka. Microsoft to zbawiciele i dzięki nim gram 30 godzin w grę, która starczy na godzin siedem i jeszcze się cieszę. Niestety nie jest tak wspaniale. Oprócz zalety, czyli wydłużania czasu rozgrywki i wyciskania ostatnich soków z gry mamy jeszczę wady. Przede wszystkim chodzi o achievementy zdobywane w trybie online. Mniejsza o to, że większość wymaga niesamowitego nakładu czasu (10 000 zabitych przeciwników w Gears of War to nie lada wyzwanie). Tak być powinno, bo to ma być ukoronowanie i wyróżnienie gracza za jego wysiłek. Ale kiedy ludzie zamiast traktować to jako zabawę i dodatek, traktują to jako sens życia i psują przyjemność z gry online nie tylko sobie, ale także innym. Przykład - The Orange Box i zawarte w nim Team Fortress 2. Gra wybitnie drużynowa, gdzie bez minimalnego zgrania i współpracy skończymy zdruzgotani przez wroga. Każdy gracz i każda klasa ma swoją rolę i zwycięstwo czeka tylko na tych, którzy potrafią razem pokonać przeciwnika. Jednak wbija taki osobnik, który postanowił jeszcze dziś zdobyć achiva za ustrzelenie iluśtam headshotów. A wbił akurat na mapę, gdzie biega się po ciasnych korytarzach i chodzi o to, by ukraść z bazy przeciwnika teczkę. Miejsc do kampienia jest bardzo mało i wszyscy je znają, ale co tam, on ustrzeli upragnionego achievementa. Zamiast leczyć rannych, stawiać działka czy masakrować przeciwnika na froncie za pomocą rakietnicy to on stoi w miejscu i kaleczy snajperką. Pół biedy, jak by jeszcze potrafił strzelać. Ale trafia raz na dziesięc strzałów i to jeszcze tego, który akurat je obiad i zostawił swoją postać na pastwę losu. Jak widać, korzyści z takiego żadne, a szkody dla reszty wielkie. Strata jednego zawodnika oraz to, co mógłby akurat robić może zaważyć na zwycięstwie. Jest jeszcze kilka innych osiągnięć, gdzie gracze namolnie psują zabawę innym. 5 revenge'ów, gdzie każdy się podkłada, by w końcu po serii 5 śmierci zemścić się i po 25 ujemnych punktach dostać 10 dodatnich do swojego gamescore. Każda runda wygrana każdą klasą i kolesie biegający ze scoutem, kiedy to trzeba siły ognia, by bronić punktu. Przykłady można mnożyć w każdej grze online.
No i jest jeszcze jeden aspekt - zdobycie 10 000 killi w Gears of War to nie jest wielki problem, potrzeba skilla i czasu, bo graczy wystarczy. Ale zdobycie takiego samego osiągnięcia w np. Stranglehold, gdzie mało kto w to gra to już nie lada wyczyn. Fajnie, kiedy mogę z kimś przez sieć upolować jakieś punkty, ale co jeśli nie ma szans już ich zdobyć? Przepadają na zawsze a wraz z nimi calak. Oczywiście można się tym nie przejmować, ale jak już jest to można wymagać.
Ogólnie uważam achievementy za super sprawę (tak samo Sony, który skopiowało owe i nazwało je "trophies") które wydłużają i polepszaja zabawę, lecz niestety nie przemyślane potrafią zadać więcej irytacji, niż przyjemności. Nie przemyślane, żmudne i nieciekawe achievementy czy osiągnięcia online psują zabawę, zaś świetnie wyważone i pomysłowe aż przyciągają do kolejnego przejścia gry. Pomysł dobry, tylko niestety nie wszyscy developerzy potrafią dobrze wykorzystać dane 1000 GS.
Co Wy o tym sądzicie? Zapraszam do komentowania oraz do częstego zaglądania na blog, już jutro nowy wpis!