wtorek, 10 marca 2009

Casuale

Casual gamer to w branży growej nowe pojęcie, pojawiło się mniej więcej wraz z premierą Wii i startem nowej generacji. Oznacza ono po prostu niedzielnego gracza, który wg. stereotypu ma Wii i gra w gry pokroju Wii Fit oraz Link's Crossbow Training. Nie lubi on gier, które mają zbyt wysoki poziom trudność (ba, które w ogóle są trudne), kupuje znane i popularne serie i jest całym złem branży, przez które nie wydaje się już takich produkcji, jak kiedyś.

A ja Wam powiem, że coś takiego nie istnieje. Jeszcze lepiej! Wszyscy jesteśmy casualami. Że niby co? Wystarczy popatrzeć na dawne gry. W czasach dziadka NES'a coś takiego jak save game to był rarytas. Gry zazwyczaj tego bajeru nie posiadały bądź pod koniec każdego poziomu gra generowała specjalny kod, który wpisywaliśmy, gdy następnym razem się ją włączało. Dzięki temu nie trzeba było zaczynać od nowa. Niektórzy już nie pamiętają, jak gry, nierzadko klasyki, takie jak Prince of Persia trzeba było zaliczyć za pierwszym razem. Jeśli się zginęło, trzeba było pójść na obiad, chciało się już spać albo zbliżała się pora wyjścia do szkoły... no cóż. Albo zostawiamy konsolę włączoną na noc, albo wyłączamy i potem zaczynamy od nowa. Zapamiętywać trzeba było całe labirynty, układ plansz, rozmieszczenie przeciwników. Niektórzy narzekają na złe rozmieszczenie checkpointów w dzisiejszych grach, kiedy to trzeba przejść kawałek planszy, by powtórzyć nieudaną walkę z bossem. Kiedyś należało całą grę powtórzyć, by spróbować skopać tyłek głównemu szefowi.

Moją puentą jest to, że dziś wszyscy jesteśmy rozpieszczeni jak jedynaki. Marudzimy na złe zbalansowanie trudności, większości z nas sprawia problem trudny fragment gry, denerwujemy się, jak trzeba zrobić coś więcej, niż naciskać jeden przycisk. Coraz więcej pojawia się produkcji, gdzie konsola gra praktycznie za nas, jesteśmy prowadzeni za rączkę i trudno jest tak naprawdę zginąć. Jednak w porównaniu do gier sprzed 20-30 lat dzisiejsze najtrudniejsze dzieła to pestka i bułeczka z masełkiem. Jedynie niektóre produkcje starają się zadowolić tych wymagających i biorą się za najwyższe poziomy trudności.

PS. Ja myślę, że sam dorastam jako gracz. Kiedyś nie potrafiłem grać inaczej, jak z kodami. Następnie porzuciłem te haniebne praktyki i wziąłem się za normalną grę, lecz na najłatwiejszym poziomie trudnośći. Dziś coraz większą radość czerpię z grania w gry na najtrudniejszym poziomie trudności i przyjemność mi sprawia wyciskanie coraz to trudniejszych achievementów.

Zapraszam do podzielenia się ze mną swoimi przemyśleniami na ten temat :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz