Recenzja Stranglehold
Stranglehold to dziecko panów z Midway oraz Johna Woo, twórcy kultowego już filmu Hard Boiled (Dzieci Triady), będącego idealnym reprezentantem kina rodem z Hong Kongu. Gra miała być swoistym przedłużeniem filmu, zatrudniono znów odtwórcę głównej roli (Chow Yun Fat), wspierano się konceptami samego Woo, a rozgrywkę starano się jak najbardziej upodobnić do stylistyku filmu. Jak to się prezentuje?
Rozgrywka przedstawiona jest w trybie TPP. Świat widzimy zza pleców inspektora Tequilli (głównego bohatera) i możemy dzięki temu podziwiać akrobacje skośnookiego bohatera. Nie jest to zwykła strzelanina - w grze obecny jest Tequilla Time, czyli po prostu bullet time. Do tego dochodzą Tequilla Bombs, czyli cztery "moce" policjanta (m. in. uzdrowienie czy nieskończona ilość naboji przez chwilę) oraz niesamowita akrobatyka w wykonaniu stróża prawa, czyli wszelkie rzucanie się na boki, do przodu i do tyłu, bieg po barierce, wieszanie się na żyrandolach czy jazda na wózku kelnerskim, co sprawia, że gra jest niezwykle dynamiczna i efektowna.
Fabuła gry nie zachwyca. Porwano córkę i żonę inspektora, ten postanowił dowiedzieć się, kto za tym stoi i ukarać sprawców. Po drodze nie brakuje naprawdę zaskakujących zwrotów akcji w stylu Woo i charakterystycznych sytuacji pokroju jednoczesnego celowania pistoletami w twarz przez dwie postacie czy siania tony ołowiu w akompaniamencie białych gołębi. Postacie są charyzmatyczne i mają bardzo wyraźne, ale często płytkie charaktery. Choć taki Tequilla jest bardzo ciekawą postacią i nie raz człowiek się zaśmieje z jego żartu i wyluzowania. W trakcie gry zwiedzimy kawałek świata. Zaczynamy w Hong Kongu, w biedniejszej dzielnicy, by trafić na piaszczyste plaże i do doków, potem wybrać się do Chicago, by w końcu wrócić do Hong Kongu znów.
Najlepsza w całej grze jest po prostu rozwałka. Nasza postać rzuca się na lewo i prawo w zwolnionym tempie, my siejemy po okolicy kilka ton ołowiu na zdecydowanie przeważających ilością przeciwników, a obraz destrukcji dopełnia przepiękna zniszczalność otoczenial. Doprawdy, nie widzieliście drugiej takiej gry, gdzie sypie się tyle tynku, kafelków, cementu, drzazg i innych materiałów ze ścian. Kolumnę można ogołocić z materiału do samych prętów zbrojeniowych, stoły ładnie sypią się na drzazgi a butelki tłuczą. Wszechobecne śmieci walają się wszędzie i to wzmaga wydzielanie adrenaliny do krwi.
Niestety, kosztem wspaniałej destrukcji otoczenia ucierpiała grafika ogólnie pojęta. Obiektów na ekranie jest sporo, nie zawsze są one jednak bogate w polygony, zaś tekstury bardzo często są po prostu słabe. Postacie to inna bajka - wyglądają cudownie. Przy odpowiednim oświetleniu wręcz fotorealistycznie, mimika jest świetna i każdy bohater jest świetnie wymodelowana. Byłoby wspaniale, gdyby... oświetlenie często nie zawodziło.
Udźwiękowienie... dla mnie to poezja. Nie jest to zwykła muzyka w grze. To ścieżka dźwiękowa godna największych filmowych produkcji. Wspaniałe motywy wpadają w ucho, aż przyjemnie się słucha. Motyw dźwiękowy w głównym menu to mistrzostwo świata, a całość godna jest osobnej płyty.
Stranglehold to gra bardzo nierówna. Z jednej strony są tutaj przebłyski geniusz (widać obecność mistrza Woo i jego pomysłów), lecz to dzieło cierpi na brak umiejętności panów z Midway - gameplay mimo wszystkich ciekawych patentów jest po prostu czasami nudny i schematyczny. Wejdź do pomieszczenia, wybij wszystkich, przejdź dalej, wybij kolejną falę oponentów i tak praktycznie przez całą grę. Podsumowując, największych lotów hit to nie jest, lecz po prostu dobra gra z przebłyskami geniuszu. Porządna sieczka po ciężkim dniu, lecz nic naprawdę ambitnego. Mimo wszystko polecam.
Ocena: 8+
Grafika: 7+
Dźwięk: 9
Grywalność: 9
PS. Jeśli miałbym wystawić ocenę po głównym menu, moja ocena byłaby równa 11/10. Po prostu tak genialnego
menu jeszcze nie widziałem, i ta muzyka!
PS2. Facjata głównego bohatera jest idealną kopią prawdziwego aktora, Chow Yun-Fata, brawa dla grafików.
No i klimat gry - wypisz wymaluj jak z filmu pana Woo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz